no to dajemy
nie pisałam 3 tygodnie wiec jest co nadrabiać;]
(dostęp do neta jest w Birmie żaden wiec nie było jak)
21.07.2009
nockę spędziliśmy na lotnisku w BKK...sucho, ciepło, łazienki super prawie wygodne krzesełka- normalnie super hostel:P
przybywamy do Yangoon, lotnisko.. no cóż- Balice przy tym to NY JFK;] na dzień dobry pan zmierzył mi temperaturę i juz chwile potem jedziemy do naszego hostelu - Motherland Inn - w samochodzie poznaje Shiran, z która jak się okazało będziemy podróżować przez nastepne 3 tygodnie. Shiran jest z Izraela i wlasnie konczy swoja 1,5 roczna podroz;]
super dziewczyna - mialam z nią duzo zabawy;]
w Yangoon posiedzieliśmy tylko 1 dzień, a bardziej pochodziliśmy 8h;] wymieniliśmy kaskę na Kiaty.. ale nie wszystko bo cześć się płaci w $...dużo zabawy z tymi walutami... Kiaty wyglądają jakby się je z ziemi pozbierało.. brudne potargane.. normalnie jak śmieci... za to jak się $ używa to muszą być wyprasowane... serio...1 zagniecenie i już nie chcą przyjąć... co za ludzie... dużo śmiechu z tym było.. tzn ja się śmiałam... oni zazwyczaj nie rozumieli o co kaman;]
z Yangoon zwiedziliśmy Market, gdzie wymieniliśmy kaskę.. zeszło nam z tym,... potem stwierdziliśmy ze idziemy na nogach zobaczyć Shwegodan Pagoda (5$... po tym stwierdziłam ze nie zapłace ani centa tej biletowej brygadzie), nie zdążyliśmy sie załapać na park.. ale to sobie zostawiliśmy na powrót - bo na końcu będziemy tu jeszcze 2 dni.
po dowiedzeniu się wszystkiego odnośnie biletów ruszyliśmy do hostelu bo następnego dnia pobudka o 5:30rano